29 czerwca odbędzie się polska premiera filmu „Na głęboką wodę” (oryg. „The mercy”). Opowiada tragiczną historię brytyjskiego żeglarza Donalda Crowhursta i jego udziału w pierwszych wokółziemskich regatach dookoła świata. Odtwórcami głównych ról są aktorzy: Colin Firth i Rachel Weisz.
Pierwsze trailery filmu pojawiły się w marcu. W miłośnikach wody i wiatru rozbudziły wielkie nadzieje i oczekiwania. Czyżby znowu solidna porcja żeglarstwa, które na dużym ekranie pojawia się niezmiernie rzadko ?
Filmy z morzem w tle
Fabularnych filmów, które pokazują morze w „roli głównej” jest niewiele i powstają relatywnie rzadko. Nie jest to zaskakujące, realizacja dobrego filmu, którego akcja dzieje się w większości na oceanie, pomijając koszty jest po prostu trudna. Dlatego produkcje, jeśli nawet nie pokazują żeglarstwa w formie rozumianej w dzisiejszych czasach, są i tak zauważone przez miłośników gatunku i trafiają do rankingów typu „najlepsze filmy z morzem w tle”.
Doceniany przez widzów „Pan i władca na krańcu świata” z Russelem Crowe w roli głównej miał premierę w 2003 r., czyli 15 lat temu. Oparty na faktach, pokazujący tragedię żaglowca szkolnego Albatros film „Sztorm” był zrealizowany jeszcze wcześniej, bo w 1996 roku. Znacznie nowszym filmem, bo z 2015 roku jest „W samym sercu morza” . Opowiada o tragedii żaglowca, którego załoga próbuje upolować legendarnego białego wieloryba uwiecznionego w powieści Hermana Melville’a „Moby Dick”.
Produkcją, która mogła zainteresować miłośników żeglarstwa jest też film „Wszystko stracone”. Światową premierę miał w 2013 roku, nie wszedł do dystrybucji w Polsce i z tego względu nie zaistniał w szerokiej świadomości żeglarzy. Główną rolę gra Robert Redford, a cała historia dzieje się na tonącym na środku oceanu jachcie. 77-letni aktor zagrał samotnego żeglarza, który po zderzeniu jachtu z pływającym kontenerem podejmuje heroiczne wysiłek aby się uratować. W krajach, gdzie był pokazywany, miał różny odbiór. Dobre opinie zbierał od krytyków, słabsze od widzów. Film doceniono za rolę, którą wykreował Robert Redford. Aktor otrzymał nagrodę Stowarzyszenia Nowojorskich Krytyków Filmowych.
Jak widać z powyższego, bardzo wybiórczego zestawienia, historie morskie na dużym ekranie to głównie dramaty.
Regaty Golden Globe 1968 r.
Historia opowiedziana w filmie „Na głęboką wodę” wydarzyła się pół wieku temu. Była tak inna, nietypowa, że do dzisiaj mało kto potrafi ją do końca zrozumieć, wyjaśnić, a przede wszystkim wiarygodnie opowiedzieć.
Cofnijmy się o pół wieku. W Europie Zachodniej trwa epoka dzieci kwiatów, Amerykanie wysyłają w kosmos załogowy statek Apollo, pierwszy człowiek wkrótce postawi stopę na księżycu. Świat żył na wielkich obrotach, dookoła działy się sprawy zmieniające wszystko. Faktyczny i mentalny wyścig zbrojeń powodował, że wszyscy chcieli dalej, więcej, szybciej. Zdobywać, odkrywać, pokonywać…
W Anglii tematem numer jeden był zakończony właśnie samotny rejs (nie non-stop) dookoła świata Francisa Chichestera na jachcie „Gipsy Moth IV”. Szlachecki tytuł nadany za ten wyczyn Sir Francisowi oraz olbrzymie zainteresowanie mediów rozbudziły wyobraźnię i postawiły pytanie – „Co dalej?”. Co jeszcze można osiągnąć w żeglarstwie?
Odpowiedź na te pytanie znalazła redakcja gazety Sunday Times, która ogłosiła regaty samotników dookoła świata. Zasady były proste. Należało opłynąć kulę ziemską w najkrótszym możliwym czasie, bez zatrzymywania po drodze i pomocy z zewnątrz.
Do wyścigu o sławę i nagrodę w wysokości 5 tysięcy funtów zgłosiło się dziewięciu śmiałków. Trudno określić ich wspólnym mianem „doświadczonych żeglarzy”, jednak mieli odwagę wziąć udział w regatach które nazwano „Golden Globe”. Rozreklamowane jako najcięższe na świecie, dzięki mediom przyciągnęły tysiące widzów i obserwatorów.
Wyścig finalnie wygrał Robin Knox-Johnston, który na jachcie „Suhaili” opłynął świat w 313 dni. Był pierwszym, który opłynął świat samotnie non-stop. Ze wszystkich, którzy wystartowali opłynął kulę ziemską w najkrótszym czasie. Wygrał… bo też jako jedyny ze startujących w ogóle dopłynął do mety.
Drugim bohaterem wyścigu, którego trzeba wspomnieć był Bernard Moitessier – francuski żeglarz, poeta, miłośnik wolności i podróży. W trakcie długich miesięcy żeglugi stwierdził, że powrót do cywilizowanego świata, w świetle fleszy aparatów i kamer nie jest jego marzeniem. Po pokonaniu większości trasy regat zrezygnował z płynięcia na metę w Anglii. Zmienił kurs i popłynął na wyspy Pacyfiku, nie kończąc wokółziemskiej pętli, wymaganej regulaminem regat.
Bohater mimo woli.
Bohaterami filmów zwykle są zwycięzcy. Przełamują własne bariery, pokonują rzucane pod nogi kłody, nie patrzą na innych, robią swoje i w końcu zwyciężają. Zdobywają laury i sławę. Zyskują szacunek i uznanie. Takie filmy ogląda się z wielkim przejęciem, trzyma kciuki, zaciska zęby, kibicuje.
Donald Crowhurst – główna postać filmu „Na głęboką wodę” nie był zwycięzcą. Był uzdolnionym matematykiem, marzycielem i fantastą. Spełniał się jako szczęśliwy mąż i ojciec, jednocześnie był stojącym na skraju bankructwa zdesperowanym biznesmenem. Startując w regatach ‘Golden Globe” liczył na nagrodę, oraz pieniądze ze sprzedaży praw autorskich. Swoje przekonanie o sukcesie w regatach przekuł w zaufanie sponsorów, mediów, rodziny i znajomych. Zbudował prototypowy jacht, którym nie potrafił żeglować , a do wyścigu ruszył w ostatnim, możliwym terminie startu. Związany umowami sponsorskimi nie mógł z niego się wycofać…
Wypłynął na ocean, którego nie znał, nie lubił, którego się fizycznie bał…
„Traktował to jako przygodę. W pewnym stopniu chodziło też o sławę. Nie bał się ryzyka, ale kiedy człowiek zostaje całkiem sam, ocean staje się jego całym wszechświatem. Ocean jest obojętny, cały czas czeka, wystarczy jedno potknięcie. Wyobraźnia staje się niebezpieczna. Zapomina się o bohaterskich przygodach na morzu. Zostaje tylko samotność”.
Crowhurst był świadomy swych słabości, wiedział, że nie wygra regat, wiedział także, że nie może wrócić przegrany… Zaczął oszukiwać siebie i cały świat. Fałszował swój obraz, pokazywał siebie jako wytrawnego żeglarza, fałszował dane o rejsie. I co najdziwniejsze – prawie wszyscy mu uwierzyli. Potem było już tylko gorzej…
„To wy jesteście winni tej tragedii”
Bohaterem tej historii są także media. Dziennikarze śledzący przygotowania do wyścigu mieli świadomość, że Crowhurst nie jest gotowy, że on i jacht nie nadają się do wyścigu. Kreowali go jednak na „czarnego konia” regat, co dawało wszystkim większe emocje, wzrost zainteresowania i sprzedaży dzienników.
„Ludzie dokonujący wielkich czynów są często nudni. Trzeba ich trochę podkoloryzować. Sprawić by byli atrakcyjni” – tak mówił agent prasowy Crowhursta. Przed startem rozpala wyobraźnię zainteresowanych, podgrzewa emocje. W trakcie regat koloryzuje i rozbudowuje nadchodzące z morza lapidarne komunikaty. Widzi wielkie pieniądze, jakie przyniosą posiadane prawa relacji z rejsu.
Jednak w sytuacji, gdy z jachtu „Teignmouth Electron” przestają przychodzić telegramy, jest zrozpaczony, bo szanse na finansowy sukces ze sprzedaży praw znikają jak bańka mydlana.
Wcześniejsze ekranizacje.
Historia Donalda Crowhursta wciąż inspiruje reżyserów, artystów, pisarzy. Wydaje się, że normalny człowiek nie jest w stanie jej pojąć, wyjaśnić, że trzeba kogoś innego, inaczej patrzącego, który przybliży ją na tyle, że wreszcie pójdziemy spać spokojni , wiedząc „kto zabił”. Przydałaby się zarówno tworząca zagadkowe historie Agatha Christie jak i rozwiązujący je Sherlock Holmes.
Prób przedstawienia tej historii i opowiedzenia jej było dużo. Doczekała się ona aż 9 ekranizacji. Już dwa lata po regatach, w 1970 r. powstał film dokumentalny „Donald Crowhurst – Sponsored for Heroism” zrealizowany przez BBC. W 1975 roku został nakręcony film telewizyjny „Horse Latitudes” (Końskie szerokości), a w 1979 r. dokumentalny film „Alone” (Samotny ) zrealizowany przez BBC South.
W 1982 r. we Francji zrealizowano film fabularny, bezpośrednio inspirowany historią Crowhursta pt. “Les Quarantièmes rugissants” („The Roaring Forties”).
Co ciekawe historia ta doczekała się ekranizacji także w Związku Radzieckim. W 1986 roku nakręcono film pt. „Гонка века” (Wyścig stulecia.). W filmie skoncentrowano się na idei konkurowania w społeczeństwie kapitalistycznym, która prowadzi do samozniszczenia jednostki, jak w typowym „wyścigu szczurów”, gdy wszyscy członkowie społeczności, także dzieci, są pod stałą presją dążenia do sukcesu a słabość nie jest tolerowana. Crowhursta pokazano jako uczciwego człowieka zmuszonego do włączenia się w niebezpieczne przedsięwzięcie przez rządnego pieniędzy sponsora. Samobójstwo bohatera zostało usprawiedliwione niemożliwością funkcjonowania uczciwego, porządnego człowieka w niemoralnym, pozbawionym skrupułów kapitalistycznym społeczeństwie.
W 1993 roku stacja BBC zrealizowała kolejny film dokumentalny, 30-minutowy pt. „The Two Voyages of Donald Crowhurst” (Dwie podróże Donalda Crowhursta).
W 2006 powstał doskonały “Deep Water” (Na głęboką wodę), dokumentalny thriller, film będący rekonstrukcją podróży Crowhursta na podstawie jego magnetofonowych nagrań, zapisów z dziennika jachtowego I taśm video. Autorami filmu są Louise Osmond, Jerry Rothwell, znani z kultowego filmu o tragedii w andyjskich górach „Czekając na Joe”, a narratorem znana aktorka Tilda Swinton. W 2017 roku odbyła się premiera jeszcze jednego fabularnego filmu zrealizowanego przez brytyjskiego reżysera Simona Rumleya, pt. „Crowhurst”.
Colin Firth jako Donald Crowhurst
Colin Firth, odtwórca głównej roli w najnowszej ekranizacji tej historii jest uderzająco podobny do swojego bohatera i naprawdę trudno wyobrazić innego aktora w tej roli. Od początku stara się pokazać, że Crowhurst nie nadaje się do roli oceanicznego żeglarza, którą sam sobie narzucił. Jego bohater jest zamknięty, sztywny, niepewny siebie, w chwilach gdy nikt nie widzi jest wręcz smutny. Od pierwszej chwili czujemy jego niechęć, czy fizyczne wręcz cierpienie na myśl o regatach.
Jedyne chwile, kiedy się szczerze i radośnie uśmiecha są w trakcie weekendowego pływania (jeszcze przed startem do regat) na małej żaglówce z dziećmi, którym z zapałem opowiada o przygodach jakie będzie przeżywał. W trakcie wyścigu Crowhurst (wbrew regulaminowi regat), robi przystanek w małym porcie w Argentynie. Idąc po małym miasteczku z czułością głaszcze podwórkowego psa. Dociera do niego, że nigdy nie powinien był wyjeżdżać, że ocean to nie jest jego miejsce, że najlepiej się czuje kopiąc ogródek czy bawiąc się z dziećmi i psem na domowym podwórku.
Mimo wszystko wytłumaczenie tej postaci na ekranie jest bardzo, bardzo trudne. To, że bohater przez cały film na myśl o oceanicznej żegludze ma grymas na twarzy to trochę za mało. Trudno zrozumieć jego drogę do szaleństwa i finalnej tragedii. Zaangażowanie takiego aktora jak Colin Firth pomaga, jednak czegoś w tym filmie (jeśli chodzi o postać Crowhursta) brakuje.
Być może to też jest powodem, że przez kolejne lata, tak wielu reżyserów próbowało opowiedzieć tę historię. Prawdopodobnie z tego powodu James Marsh starał się ją opowiedzieć przez pryzmat rodziny i jej ciężar umiejscowić gdzieś indziej.
W jego wersji tragedia Crowhursta to przede wszystkim historia tego co się dzieje na lądzie. To co się dzieje w rodzinnym domu, czy w redakcjach gazet jest znacznie ciekawsze niż to co na wodzie. Rachel Weisz w roli żony żeglarza, matki czworga dzieci, spokojnej gospodyni domowej jest świetna. Gra rolę kobiety, która tęskni, która się boi, która w chwili rozstania mówi „nie jest dla mnie ważne który będziesz na mecie, tylko wróć bezpiecznie”. Jest to również historia małych dzieci, które zawsze patrzą na ojca jak na bohatera i mocno wierzą, że tym bohaterem rzeczywiście jest.
Bardzo wymowne jest pokazywanie tej historii oczami dziennikarzy śledzących i komentujących wydarzenia. Gdy przestają nadchodzić komunikaty z jachtu, sami wymyślają teksty telegramów, które cytują w gazetach. Uważają, że trzeba stworzyć bohatera, nawet jeśli on sam się do tego nie nadaje. To oni prowadzą do bohatera do tragicznego końca.
Dowiedziawszy się, że Crowhurst nie żyje, tłum dziennikarzy zjawia się z wyciągniętymi mikrofonami pod jego rodzinnym domem. Oczekując na komentarz wdowy nie spodziewają się słów:„ To wy zmuszacie ludzi do robienia rzeczy których nie chcą, to wy się nimi żywicie, to wy go zabiliście” .
Dla kogo ten film ?
W filmie nie zobaczymy żeglarskich wyczynów, scen zapierających dech w piersiach, nie ma emocji, których miłośnicy żeglarstwa lubią oglądać. Jacht i regaty nie jest znaczącą sferą tego filmu. Nie dowiemy się także na czym polegały regaty Golden Globe, nie zobaczymy kluczowych postaci żeglarskiego świata, które brały w nich udział. W tym kontekście historię Crowhursta znacznie lepiej pokazuje dokumentalny film „Na głęboką wodę” z 2006 r.
Jednocześnie trzeba napisać, że od lat w ogóle nie było kinowego filmu, który by dotykał spraw żeglarskich. Jeśli ktoś chce zobaczyć film o tym jak długie wyprawy wpływają na rodzinę, na relacje tych co zostali w domu, jak tęsknią kobiety i dzieci, to warto się na niego wybrać.
Polecam ten film żeglarzom, bo morza i żagli zawsze w kinie jest za mało. Trzeba pamiętać jednak, że jest to rodzinny dramat z morzem w tle, historia miłości i tęsknoty, a nastawianie się na żeglarskie emocje może przynieść rozczarowanie.